25 lutego 2020

"Było nam dobrze ze sobą, dopóki się nie spotkaliśmy" - "Punk 57" - Penelope Douglas


Tytuł: Punk 57
Tytuł oryginalny: Punk 57
Autor: Penelope Douglas
Cykl: -
Wydawnictwo: NieZwykłe
Tłumaczenie: Maciej Olbryś
Data wydania: 12 czerwca 2019
Liczba stron: 396
Moja ocena: 8/10
Opis wydawcy
Zamknij oczy. Nie ma tutaj nic, co można zobaczyć.

Była dla niego wszystkim. Myślał nawet, że się w niej zakochał. Dziewczyna z listów, jego Ryen. Obiecali sobie, że nigdy się nie spotkają i nie będą siebie szukać w mediach społecznościowych. Żadnych zdjęć, żadnych spotkań. Tylko listy i oni.

Jednak Misha spotkał ją zupełnie przypadkiem, na imprezie zorganizowanej po to, żeby zebrać fundusze na trasę jego nowo powstałej kapeli. Była tam jego Ryen. I Misha zrozumiał, że dziewczyna z listów go okłamała. Nie była wcale taka, jak to sobie wyobrażał. Była… gorąca. Postanowił, że nie zdradzi jej, kim jest. Jeszcze nie teraz.

I wydarzyła się tragedia. Tragedia, do której być może by nie doszło… gdyby tamtego wieczoru Ryen nie zawróciła mu w głowie. Teraz Misha już nie chce jej znać. Jedyne, czego chce, to ją znienawidzić i zapomnieć, że kiedyś była jego.

Ryen nie wie, czemu Misha nie odpisuje. Za to do jej poukładanego życia wkracza chłopak, który wyraźnie ma zamiar je zniszczyć. Tylko czemu Ryen nie potrafi przestać o nim myśleć?

https://www.empik.com/punk-57-douglas-penelope,p1223496980,ksiazka-p



  Penelope Douglas w Polsce znana jest z takich powieści jak "Dręczyciel", oraz "Birthday Girl". Obie te powieści już czytałam (chociaż Dręczyciela planuje przeczytać raz jeszcze, bo czytałam ją w oryginale bardzo dawno temu i nie wiele pamietam) i bardzo mi się podobały. Autorka ma w swoim stylu coś co przyciąga czytelnika i rozkochuje swoimi historiami. W tym przypadku było podobnie, ja zostałam kupiona, chociaż nie do końca wszystko mi się podobało.


"Samotność, Pustka, Pozory, Wstyd, Strach
Zamknij oczy. Nie ma tutaj nic, co można zobaczyć...."


  Ryen i Misha przyjaźnią się od lat, mimo że nigdy się nie widzieli. A to za sprawą listów, które do siebie pisali. Wiedzieli o sobie niemal wszystko, ale bali się spotkać by tego nie zepsuć. I słusznie. Kiedy Misha przypadkiem na jednej z imprez odkrywa kim tak naprawdę jest dziewczyna z listów, którą pokochał, nie może pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Bo ta Ryen z listów, to nie ta sama dziewczyna co na żywo. Nie ma jednak szansy by to wyjaśnić, bo tragedia która się wydarzyła sprawia, że chłopak przestaje pisać do dziewczyny. Całkowicie urywa kontakt. A Ryen tymczasem nie wie dlaczego jej najlepszy przyjaciel zrezygnował z kontaktów z nią. Jakby tego było mało, nowy chłopak w szkole doprowadza ją do szału, bo nie wiedzieć czemu, nienawidzi dziewczyny. Oboje się ukrywają za sztuczną tożsamością, oboje mają sekrety i oboje zaczynają dopiero się poznawać.

  W przypadku "Punk 57" ciężko streścić fabułę tak by nic nie zdradzić. Bo choć z opisu coś tam można się dowiedzieć, to według mnie lepiej go nie czytać by dać się porwać lekturze i odkrywać wszystko na bierząco. Jeśli chodzi o bohaterów, to miałam spory problem z Ryen - a przynajmniej na początku, bo ta dziewczyna doprowadzała mnie do wściekłości. Bo ta Ryen z listów diametralnie różni się od tej w szkole. I to właśnie jej nie polubiłam. Tej która udawała przebojową i pewną siebie a to tylko dlatego by być "popularną", bo gdzieś tam w przeszłości o tym marzyła, ale dzieci się z niej śmiały. Wyczuwacie lekki absurd? Obsesja na punkcie popularności doprowadziła ją do zachowania okrutnej i pozbawionej uczuć, która lubi znęcać się nad słabszymi bo to podoba się jej szkolnej grupie. Mimo że wie jak to jest być poniżanym, bo przypominam, że sama była kiedyś w takim położeniu. Dlatego też nie do końca byłam w stanie ją polubić, bo jej zachowanie w szkole kłóciło się z tym jaka była po za nią. Dziewczyna z dwiema osobowościami.

  Misha natomiast to tykająca bomba, której lepiej nie tykać, bo nie wiadomo kiedy może wybuchnąć. Brak porozumienia z ojcem przez to co się wydarzyło sprawia, że chłopak ukrywa się w opuszczonym parku rozrywki. Dodać do tego rozczarowanie związane z Ryen i mamy gotowy obraz zbuntowanego i zamkniętego w sobie chłopaka. Na szczęście Misha ma muzykę, w której może się zatracić. Ponadto sam pisze piosenki dla swojego zespołu, ale tymczasowo opuściła go wena - cóż, nic dziwnego, bo jego weną była Ryen.


"Czy Ty też to zauważyłeś? Że wszyscy chcemy przejść przez życie tak szybko i tak łatwo, jak to tylko możliwe? Że chociaż dobrze wiemy, że nie ma nagrody bez ryzyka, boimy się je podjąć?"


  Motyw z listami jest bardzo dobrze znany w literaturze. Szczególnie tej młodzieżowej, ale mi to w ogóle nie przeszkadza, a nawet wręcz przeciwnie. Listy mają w sobie coś magicznego, przez co mam wrażenie, że przenoszę się w czasie. Miło dla odmiany zamiast o smsach i e-mailach poczytać o korespondencji listowej i wraz z bohaterami ekscytować się podczas otwierania skrzynki na listy.

  "Punk 57" to książka pełna tajemnic, kłamstw i sekretów. Dlatego też ciężko się od niej oderwać, mimo że bohaterzy nie do końca mi odpowiadali, ale wraz z nimi chciałam jak najprędzej odkryć co ukrywa to drugie. Na szczęście autorka zastosowała narrację naprzemienną, więc z czasem z pierwszej ręki poznajemy wszystkie ukryte motywy i sekrety. A zapewniam, że przez całą książkę coś się dzieje i nie ma mowy o nudzie.


"Zawsze powinniśmy mieć nadzieję. Zmieniamy się i nasze otoczenie również się zmienia. Wszystko zmieni się na lepsze. Niemniej to nie znaczy, że przez cały ten czas nie potrafimy nic zrobić. Nie mogę zmienić jego życia, ale mogę mu pomóc."


  Bardzo czekałam na tę książkę i nie zawiodłam się. Jasne, ponarzekałam na bohaterów, ale nie pamiętam już kiedy miałam tak mieszane uczucia w tym aspekcie. Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić czy ich polubiłam czy nie. Autorka połączyła kilka motywów, które bardzo lubię jak na przykład; pisanie listów czy od nienawiści do miłości. I to chyba ten drugi motyw również autorce wychodzi najlepiej, bo zauważyłam, że lubi o nim pisać. Ponadto kolejną rzeczą, którą bardzo cenię jest muzyka a w tej książce jej nie brakuje. Cieszę się, że wydawnictwo zdecydowało się na wydanie Punka i cierpliwie czekam na kolejne powieści autorki, bo talentu pisarskiego nie można jej odmówić.



18 lutego 2020

Czy można zostawić za sobą tragiczną przeszłość i odnaleźć prawdziwe szczęście? - "River" - Samantha Towle


Tytuł: River
Tytuł oryginalny: River Wild
Autor: Samantha Towle
Cykl: -
Wydawnictwo: NieZwykłe
Tłumaczenie: Anna Kuksinowicz
Data wydania: 11 września 2019
Liczba stron: 292
Moja ocena: 9/10
Opis wydawcy
Nowe miasto. Nowa tożsamość. Ciąża i samotność.
I daleko od przeszłości, przed którą Carrie Ford tak usilnie próbuje uciec.

River Wild jest humorzastym, nadętym dupkiem i w dodatku jej nowym sąsiadem.
Carrie nie ma ochoty się z nim zaprzyjaźniać, on również nie chce zostać jej przyjacielem.

Jednak kiedy wszystko wydaje się jasne, mężczyzna niespodziewanie pomaga jej uratować porzuconego psa. Tego dnia Carrie dostrzega w jego oczach coś, co można zobaczyć też w jej spojrzeniu. Smutek. Ból. Samotność.

Carrie bardzo dobrze zna te wszystkie uczucia.

Między dwojgiem zranionych ludzi nawiązuje się niechciana i niespodziewana przyjaźń, która bez ostrzeżenia zmienia się w coś więcej.
Oboje mają swoje sekrety, ale to nie ma żadnego znaczenia, ponieważ ona bardzo dobrze go rozumie, a on ją.
W końcu Carrie pierwszy raz w życiu doznaje czegoś, czego się nie spodziewała – szczęścia.
Niestety szczęście nie trwa długo. Nie, dla takich ludzi jak ona. Szczególnie kiedy przeszłość czai się za rogiem, czekając na odpowiedni moment, żeby wszystko odebrać.

http://wydawnictwoniezwykle.pl/produkt/river/


  Samantha Towle to pisarka, której pióro poznałam bardzo dawno temu dzięki książkom takim jak "Revved" (zanim została wydana, więc mam zamiar powtórzyć lekturę), oraz "Trouble", która mam nadzieję zostanie również wydana. Obie te książki wywarły na mnie spore wrażenie, dlatego też nie zwlekałam zbyt długo z czytaniem jej najnowszej powieści "River". Bez czytania opisu, ale za to z oczekiwaniami. Nie zawiodłam się, a raczej mile zaskoczyłam, bo dostałam kawał dobrej historii.

  Carrie Ford przez 7 lat znosi ogromny ból, zarówno fizyczny jak i emocjonalny. Uwięziona z mężem, zniszczona psychicznie i bez wiary w lepsze życie, robi coś co może ją albo uwolnić, albo skazać na jeszcze większe cierpienie - ucieka. Ucieka, bo teraz ma dla kogo walczyć i zacząć wszystko od nowa. Pod innym nazwiskiem, z innym wyglądem i tam gdzie nie powinna zostać znaleziona. Wynajmuje domek, szybko dostaje pracę i znajduje przyjaciół. Jedyny problem - sąsiad ignorant, gbur i czarna owca miasteczka, od którego lepiej trzymać się z daleka. Tyle że Carrie dostrzega w nim coś, z czym sama się zmaga. Smutek, samotność, ból i ogromny bagaż przeszłości. Czy ta dwójka pokrzywdzonych przez życie ludzi, ma szansę na szczęśliwe zakończenie?

  River Wild to "wyrzutek", od którego mieszkańcy trzymają się z daleka. Wierząc, że odziedziczył w genach po matce mordercze zdolności, ludzie nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Przez to i przez to co River przeżył, stał się zimny, samotny i uwięziony w przeszłości, lecz niezwykle uzdolniony w tworzeniu przedmiotów ze szkła. Wydawać by się mogło, że niezdolny do uczuć i radości. Do czasu, aż w domku obok pojawia się ruda, natarczywa i szalona dziewczyna, od której nie da się uwolnić. Czy Carrie zdoła przebić się przez mury Rivera, które zbudował wokół swojego serca?

  Oboje bohaterzy przeszli piekło, by być w miejscu w którym się odnaleźli. Czytając tę książkę nasunęło mi się pytanie, czy zmienilibyśmy przeszłość, w której nie doświadczylibyśmy bólu, ale kosztem późniejszej miłości i szczęścia? Czy wszystko nie dzieje się po coś? Z jednej strony nie wyobrażam sobie ani tego co przeżył River, ani tego co znosiła tyle lat Carrie, ale finalnie otrzymali coś więcej - siebie.

  "River", to bardzo ciężka i trudna powieść. Autorka na samym początku książki umieściła ostrzeżenie, że sceny występujące w niej mogą wywołać różne reakcje emocjonalne, ponadto wspomniała tematy jakie się w niej znajdują. Dzięki temu czytelnik może zdecydować czy chcę dalej czytać, czy to będzie dla niego zbyt trudne. Uważam, że w każdej podobnej książce, właśnie na początku powinno się znaleźć takie ostrzeżenie, bo nie każdy potrafi poradzić sobie z przemocą domową i wykorzystywaniem seksualnym. Ja w swoim życiu przeczytałam bardzo dużo książek o podobnej treści, więc nie zrażają mnie takie tematy, choć oczywiście bardzo je przeżywam.

  Samantha Towle wykreowała wspaniałych, empatycznych i realnych bohaterów. Choć fakt, Carrie była lekko natarczywa względem Rivera, ale dzięki temu do niego dotarła i sprawiła, że on sam spojrzał na siebie z innej perspektywy. Natomiast sama Carrie zrozumiała jak wygląda miłość, przyjaźń i poczucie bezpieczeństwa. Pokochałam ich razem jak i osobno i bardzo ciężko było mi się z nimi rozstać. Szczególnie po tym jak autorka złamała mi serce pod koniec.



  "River" nie jest wybitnie oryginalną historią, ale napisana w sposób bardzo emocjonalny, z fantastycznymi bohaterami sprawia, że nie da się jej odłożyć aż do ostaniej strony. Ja jestem zachwycona i życzę sobie, żebym trafiała na więcej takich książek, które porwą mnie, oczarują i zostawią z kłębkiem myśli.

Zdecydowanie jedna z moich nowych ulubionych książek, którą bardzo mocno polecam. Szczególnie jeśli lubicie książki ze sporą dawną emocji, humoru i realności.


9 lutego 2020

"Jak coś tak złego, może być tak cudowne?" - "To, co zakazane" - Tabitha Suzuma


Tytuł: To, co zakazane
Tytuł oryginalny: Forbidden
Autor: Tabitha Suzuma
Cykl: -
Wydawnictwo: Młodzieżówka
Tłumaczenie: Joanna Krystyna Radosz
Data wydania: 9 maja 2019
Liczba stron: 376
Moja ocena: 10/10
Opis wydawcy

Ona jest śliczna i utalentowana. Ma szesnaście lat i nigdy się nie całowała. On jest rok starszy, przystojny, a świat stoi przed nim otworem. Zakochali się w sobie. Problem w tym, że… są rodzeństwem.

Siedemnastoletni Lochan i szesnastoletnia Maya zawsze byli dla siebie bardziej przyjaciółmi niż bratem i siostrą. Wspólnie zastępują wiecznie nieobecną matkę-alkoholiczkę w opiece nad młodszym rodzeństwem. Będąc dla dzieci jak rodzice, muszą szybko dorosnąć. Napięcie w ich życiu i to, jak doskonale się rozumieją, zbliża ich do siebie bardziej niż zwykłe rodzeństwo. Tak bardzo, że się w sobie zakochują. Utrzymywane w tajemnicy uczucie szybko przeradza się w głęboką, rozpaczliwą miłość. Choć wiedzą, że to, co robią, jest niewłaściwe i nie potrwa długo, nie umieją się powstrzymać przed brnięciem w związek, który czują całym sercem. Gdy wszystko zmierza w stronę wstrząsającego, szokującego finału, pewne jest tylko jedno: tak niszcząca miłość nie może mieć szczęśliwego zakończenia.

„Jak coś tak złego może być tak cudowne?”

http://mlodziezowka.pl/forbidden/



  Znacie to uczucie kiedy jakaś zagraniczna książka zaintryguje was do tego stopnia, że nie potraficie o niej zapomnieć, ale szanse na wydanie jej u nas są praktycznie zerowe? Ja tak miałam z "Forbidden". Wiele lat temu natknęłam się na nią przyciągnięta okładką. Przeczytałam opis i przepadłam. Wiedziałam, że jest to bardzo kontrowersyjna powieść i że szanse na wydanie są mało prawdopodobne, ale mimo to jakiś czas później osobiście pisałam do wydawnictw z prośbą. Niestety moje prośby nie zostały spełnione. Na nowe wydawnictwo Młodzieżówka natknęłam się również przypadkiem i jak zobaczyłam co planują wydać... Autentycznie nie mogłam uwierzyć, kilkanaście razy co jakiś czas sprawdzałam czy przypadkiem dobrze zobaczyłam a radość była nie do opisania. Poważnie, nie pamiętam już kiedy tak bardzo ucieszyła mnie zapowiedź jakiejś książki. Co prawda ponad pół roku musiałam na nią czekać, ale to bez znaczenia. Najważniejsze, że się doczekałam!


"Możesz zamknąć oczy i nie patrzeć na rzeczy, których nie chcesz widzieć, ale nie możesz zamknąć swojego serca na rzeczy, których nie chcesz czuć."


  Maya i Lochan mieszkają pod jednym dachem opiekując się trójką nieletnich dzieci. Żyją skromnie, z tego co matka im da, która swoją drogą prawie cały czas spędza u swojego nowego chłopaka, zupełnie nie interesując się losem dzieci. Bohaterzy ledwo nadążają z opieką, bo w gruncie rzeczy sami są nastolatkami uczącymi się w liceum. Robiąc tak właściwie za rodziców, zbliżają się do siebie nieco bardziej. Są prawie w tym samym wieku, więc mają tylko siebie do zwierzania się z problemów szkolnych jak i domowych, osobistych. Problem polega na tym, że Maya i Lochan są rodzeństwem..

  Pokochałam bohaterów, współczułam im jednocześnie kibicując i przeklinając los jaki ich spotkał. Oni tak naprawdę rodzeństwem byli formalnie, bo w rzeczywistości byli opiekunami młodszych dzieci. Nie jest łatwo być rodzicem nastolatka i dwójki dzieciaków, kiedy tak naprawdę samemu jest się nastolatkiem. Kiedy na głowie powinni mieć tylko szkołę. Kiedy powinni się cieszyć latami beztroski, zabawy i spotkań z przyjaciółmi. Tymczasem im zostało to odebrane. Nie znali życia po za zajmowaniem się domem, więc nic dziwnego że z czasem zaczęli czuć w sobie oparcie i zaufanie.


"Nie posłucham tej tykającej bomby w mojej głowie, nie będę myśleć o przyszłości, o tej wielkiej ciemnej dziurze, w której żadne z nas nie umie egzystować, ani razem, ani osobno..."


  Tabitha Suzuma postawiła na bardzo trudny temat. Bo powiedzmy sobie szczerze - ile książek jest o związku kazirodczym? Ja nie czytałam żadnej. Początkowo bałam się tego co dostanę, czy autorka nie przesadzi, czy zwyczajnie książka mnie nie obrzydzi, bo nie myśli się na codzień o miłości rodzeństwa. Jednak jak już zaczęłam czytać, tak nie mogłam przestać. Ani razu nie poczułam niesmaku, nie krzywiłam się przy zbliżeniach i nie myślałam tak właściwie o tym, że to brat z siostrą.

  Brak mi słów by opisać co ta książka ze mną zrobiła. Po przeczytaniu potrzebowałam wiele dni, by móc cokolwiek o niej napisać, a i tak przychodzi mi to z trudem. Nie zdołam chyba opisać tego co bym chciała, bo "To, co zakazane" rozwaliło mnie emocjonalnie, zostawiając w sercu pustkę. Co zresztą widać po ocenie, bo nie pamiętam już kiedy oceniłam jakąś powieść na maksimum punktów. Wycisnęła ze mnie tonę łez za co jej nienawidzę, a jednocześnie kocham i z pewnością jeszcze nie raz do niej wrócę.



  "To, co zakazane" to jedna z tych książek, o której lepiej dużo nie pisać, tylko spróbować przekonać innych do przeczytania jej. Autorka napisała przepiękną, tragiczną i niedozwoloną książkę. Poradziła sobie znakomicie, bo zadanie jakie sobie wyznaczyła było przeraźliwie trudne. A jednak udało jej się stworzyć wyśmienitą i dopracowaną książkę.

  Chciałabym wspomnieć na koniec o okładce. Choć nasza bardzo mi się podoba, to żal mi że wydawnictwo nie zostawiło oryginalnej, minimalistycznej i pięknej. Uważam, że oryginał bardziej oddaje to co w środku zawarte i moim zdaniem swoją prostotą bardziej przyciąga wzrok. Jestem niemal pewna, że odniosła by większy sukces. Niestety, ale została nie zauważona pośród miliona innych tytułów, a szkoda, bo zasługuje na rozgłos.

  Mam nadzieję, że dacie się namówić na jej przeczytanie, bo gwarantuję wielki, emocjonalny rollercoaster. A ja w tym momencie pragnę wydanie pozostałych książek autorki. Wydawnictwo Młodzieżówka błagam o nie!!






3 lutego 2020

"Problemy nie potrzebują mapy. Podążą za tobą wszędzie." - "Walcząc z cieniami" #2 - Aly Martinez


Tytuł: Walcząc z cieniami
Tytuł oryginalny: Fighting Shadows
Autor: Aly Martinez
Cykl: On the Ropes (tom 2)
Wydawnictwo: NieZwykłe
Tłumaczenie: Anna Kuksinowicz
Data wydania: 3 lipca 2019
Liczba stron: 306
Moja ocena: 8/10
Opis wydawcy
Pochodzę z rodziny wojowników. Od zawsze myślałem, że podążę za ich cieniami, stając się niepowstrzymany na ringu. Zmieniło się to w dniu, kiedy uratowałem życie kobiecie, którą kochałem, ale której nigdy nie mógłbym mieć.

Brat okrzyknął mnie bohaterem, a moją nagrodą stał się wózek.
Kiedy zostałem sparaliżowany, moje życie zamieniło się w koszmar.
Dopóki nie spotkałem jej.

Ash Mabie miała zapierający dech w piersiach uśmiech, który poskramiał moją wściekłość i żal. Pokazała mi, że nawet w najciemniejsze noce istnieją gwiazdy, chociaż czasami trzeba było leżeć w chwastach, żeby je zobaczyć.

Byłem zgorzkniałym dupkiem, który zakochał się w dziewczynie skłonnej do uciekania. Nie mogłem nawet chodzić, ale byłem gotowy spędzić całe życie, goniąc za nią.

A teraz prowadzę najcięższą walkę swojego życia i znalazłem się na skraju porażki.
Walczę z cieniami naszej przeszłości.
Walczę o odzyskanie swojej przyszłości.
Walczę dla niej.

http://wydawnictwoniezwykle.pl/produkt/walczac-z-cieniami/


  Pierwszy tom serii "On the Ropes", czyli "Walcząc z ciszą" bardzo mi się podobał, dlatego po zakończeniu, które zostawiło czytelników w niepewności, z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej części. Części o kolejnym bracie - Flincie. Braci jest trzech, dlatego autorka w każdym tomie skupia się na innym. Najpierw był Till, teraz Flint a ostatni tom będzie historią Quarrego, który również będzie musiał walczyć z przeszłością. Jeśli nie czytaliście poprzedniego tomu, to raczej polecałabym ominięcie tej opinii, w której mogą być zawarte spoilery, bo jednak mimo że każda część opowiada o innym bohaterze, to wszystkie łączy wiele wątków, w związku z czym trzeba czytać tę serię po kolei.



"Problemy nie potrzebują mapy. Podążą za tobą wszędzie."



  Flint chronił kobietę, w której od lat był zakochany. W związku z tym skończył sparaliżowany od pasa w dół. Stał się zgorzkniały, zazdrosny, samotny i zamknięty w sobie. Nie pomaga fakt, że dzień w dzień musi patrzeć na obiekt swoich uczuć, w ramionach innego mężczyzny. Na domiar złego tym mężczyzną jest jego starszy brat. Podejmuje zatem spontaniczną decyzję o wyprowadzce. I choć nie podoba się to jego najbliższym, on sam twierdzi, że tylko w ten sposób zacznie żyć na nowo. Zatem wprowadza się do nowego mieszkania, ale nikomu nie mówi gdzie i dość szybko urywa kontakty z rodziną. Do czasu, aż jego młodszy brat zostaje odebrany przez matkę. W ten sposób poznaje Ash. Wygadaną, pewną siebie, manipulantkę, która w jakiś sposób wydobywa z Flinta uczucia. Chłopaka jednak w pewnym momencie to przerasta i traci kogoś, kto pokochał go ze wszystkimi wadami.

  Ash to marzycielka. Zwariowana, szalona i lekkomyślna nastolatka marząca o nauce. To co dla kogoś może być męką i obowiązkiem, dla niej jest największym celem. Niestety od lat uczona jest czegoś innego, a wręcz zmuszana do okradania innych przez ojca, który jedyne co potrafi to ją karcić i negować. Potem poznaje Flinta i dość szybko zaczyna widzieć w nim kogoś więcej niż przyjaciela. Po raz pierwszy ktoś staje w jej obronie. Dość szybko jednak jej radość i szczęście zostają zmiażdżone. Wybiera więc najłatwiejszą drogę - ucieka. Znika na pełne trzy lata..

  Jeśli chodzi o bohaterów, to na uwagę zdecydowanie zasługuje Ash. Barwna, wygadana, pełna energii i przede wszystkim żywa postać. To dzięki niej ta powieść nie była przesiąknięta tragedią i żalem Flinta. Ash potrafiła każdą przykrość i każdy gniew zamienić w coś zabawnego i radosnego. Niestety jest to również bohaterka dość dziecinna i tak jak w pierwszej połowie mi to nie przeszkadzało, w końcu rzec można, że była "dużym dzieckiem", tak w drugiej, kiedy minęło trzy lata powinna być nieco poważniejsza. To znaczy w sytuacjach tego wymagających, a tak naprawdę wciąż była dzieckiem, które gdy tylko pojawił się problem czy zwątpienie, to chciała uciekać.
  Natomiast jeśli chodzi o Flinta, to w tym przypadku jestem w stanie zrozumieć każde jego zachowanie - może oprócz sytuacji, przez którą Ash uciekła. Mianowicie nie dość, że obdarzył uczuciem kobietę, z którą NIGDY nic go nie połączy, to do tego każdy się nad nim lituję, a sam nie jest w stanie robić wielu rzeczy. To bohater wręcz tragiczny i kibicowałam mu od samego początku.
Warto również wspomnieć o Quinnie, który niezmiennie bawił mnie swoim niewyparzonym językiem. Dlatego równie mocno czekam na jego historię, a zdecydowanie łatwa nie będzie.

  Zauważyłam pewien schemat między pierwszym tomem a drugim, mianowicie podział książki na dwie części. Pierwsza opowiada o początkach bohaterów, a druga jakiś czas później. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale czytając tę książkę w głowie miałam myśl, że już to gdzieś było. Ponadto pierwsza część była zaskakująca, coś się działo, poznawaliśmy bohaterów i czytałam ją jednym tchem. Niestety druga mimo kilku zawirowań, była zbyt przesiąknięta słodką miłością Ash i Flinta, co mi osobiście w pewnym momencie zaczęło przeszkadzać. Bo ile można czytać o tym, że się kochają i ich ekscesach łóżkowych. Brakowało mi dreszczyku emocji, zwrotu akcji i czegoś, przez co ponownie nie mogłabym oderwać się od czytania.



  Moja przygoda z historią Flinta i Ash rozpoczęła się równie szybko, co się skończyła. Czytało mi się tę książkę szybko i niezwykle przyjemnie, mimo że w drugiej części było zbyt słodko jak już pisałam. Stawiam obie części na jednym poziomie i nie mogę doczekać się "Walcząc z samotnością", która przedstawia historię Quarrego.

  Jeśli chodzi o okładkę to niestety jestem na nie. Koleś w ogóle nie jest w moim typie i absolutnie nie pasuje mi do bohatera. Nie wspominając już o milionowej okładce z gołą klatą. Rozumiem jednak, że wydawnictwo zostało przy oryginale.

  Jak wspomniałam na samym początku, uważam że tę serię trzeba czytać od pierwszego tomu, mimo że każdy z nich jest o innym bracie. W tym akurat przypadku wiele wydarzeń się ze sobą łączy, dlatego też kolejność jest wskazana. Jeśli nie czytaliście jeszcze "Walcząc z ciszą" to polecam jak najszybciej to nadrobić.






"On the Ropes":
Tom 1. Walcząc z ciszą
Tom 2. Walcząc z cieniami
Tom 3. Walcząc z samotnością